GRODNO
Czwartek,
15 maja 2025 roku |
Wszędzie z nami był Jezus

Myślę, że zacząć należy od przyjazdu do Wrocławia. Miasto położone jest nad rzeką, dlatego ma sporą ilość mostów, czym przypomina Petersburg. Katedra i kilka innych świątyń tworzą swoisty kompleks. Znajduje się tam także siedziba Caritasu. Młodzież z tej organizacji bardzo serdecznie nas spotkała, poczęstowała herbatą i pokazała miasto. †
Następnym przystankiem był Zgorzelec – miasto, formalnie podzielone na pół granicą polsko-niemiecką. Tu mieszkaliśmy w rodzinach parafian. Ci ludzie byli bardzo gościnni i życzliwi. Mimo iż rozmawialiśmy w różnych językach, rozumieliśmy się bez tłumacza. Podziękowaliśmy gospodarzom i znowu wyruszyliśmy w podróż.
Na terytorium Niemiec zatrzymaliśmy się w miejscowości Sasbach – niedużej akuratnej wsi nad brzegiem Renu. Co prawda, nie mogliśmy porozumieć się z jej mieszkańcami, ponieważ oni nie umieli ani po angielsku, ani po polsku, my zaś nie znali niemieckiego. Ale pomógł język gestów. Nocowaliśmy w miejscowej szkole.
Przez Francję przejechaliśmy, nigdzie nie zatrzymując się na długo. Mimo wszystko było na co popatrzeć: za oknem autokaru przez cały czas przesuwały się starożytne zamki i kościoły. Nocowaliśmy w autokarze.
I oto wreszcie Hiszpania. Pierwszym miejscem naszego zamieszkania była Lliria, miasteczko nieopodal Walencji. Od razu było widać, że na nas czekano. W centrum miasta na latarniach wisiały hiszpańskie i białoruskie flagi, na naszą cześć zorganizowano święto, a na placu zostaliśmy powitani przez mera miasta i księdza proboszcza. Zabawiali nas wolontariusze – młodzi ludzie w naszym wieku. Oni byli bardzo życzliwi, niestrudzeni, gościnni... ich zalety można mnożyć w nieskończoność.
Z Llirii dwa razy wyjeżdżaliśmy do Walencji. Za pierwszym razem nas i innych uczestników Światowych Dni Młodzieży witał miejscowy biskup. A za drugim razem biskup przewodniczył Mszy św. na placu. To był wspaniały widok: kilka tysięcy ludzi na dość małym placu, tonącym we flagach. Po zakończeniu naszego pobytu w Llirii gospodarze urządzili dla nas jeszcze jedno święto. A potem pojechaliśmy do Madrytu.
W stolicy Hiszpanii mieszkaliśmy razem z Amerykanami, Włochami i Polakami. Codziennie uczestniczyliśmy we Mszy św., którą odprawiał arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz. A po nabożeństwie realizowaliśmy swój program kulturalny. A popatrzeć było na co! Pałace i muzea, parki i świątynie wzbudzały zachwyt. Jednak w Madrycie przeżyliśmy także bardzo przykre momenty. Chodzi o to, że przyjazd Papieża i pielgrzymów wywołał opór pewnej części miejscowej ludności, która spotkała nas manifestacjami i agresją. Niech Bóg im wybaczy.
Pierwszym ważnym wydarzeniem w Madrycie był przyjazd Benedykta XVI. W tym dniu w centrum miasta Papież pozdrowił nas w różnych językach. Drugiego dnia odbyła się Droga Krzyżowa ulicami Madrytu. Rzesze wiernych, niby ogromna fala, posuwały się za Chrystusem. Następnego dnia odwiedziliśmy historyczną stolicę Hiszpanii – Toledo. Jest to najbardziej niezwykłe miasto, które odwiedziłem! Z pewnością można nazwać je miastem-muzeum, ponieważ ma niewiarygodną ilość zabytkowych kamienic.
Finałem Światowych Dni Młodzieży było nocne czuwanie wraz z Ojcem Świętym na starym lotnisku. Wszyscy uczestnicy ŚDM – a było ich około 2 milionów – wspólnie modlili się o los całego świata. W połowie nabożeństwa lunął na nas taki deszcz, że niektórzy schowali się do namiotów. Ale deszcz ustał równie gwałtownie, jak się zaczął. Z rana Ojciec Święty ponownie był z nami, aby przywitać nowy dzień modlitwą. Na tym nasza wizyta w Madrycie się skończyła. Przed nami była droga do domu.
Przez Francję znowu przejechaliśmy, nie zatrzymując się. Włochy powitały nas cudownymi widokami morza. Zatrzymaliśmy się w miasteczku Asti koło Turynu, gdzie mieszkaliśmy w parafii. Potem był przejazd przez Alpy i potężne góry za oknem. W Austrii nocowaliśmy w klasztorze niedaleko Wiednia. Klimat coraz bardziej przypominał ojczyznę.
Z rana spacerowaliśmy po Wiedniu. Cudowne miasto pełne zabytków! I znowu ruszyliśmy w drogę. Przez Czechy przejechaliśmy bez zatrzymań. I oto jesteśmy w Polsce, w Częstochowie. Nocowaliśmy w autokarze, a rano udaliśmy się do Domu Pielgrzyma im. Jana Pawła II, gdzie zjedliśmy śniadanie. Potem poszliśmy pokłonić się Matce Bożej Częstochowskiej. Trafiliśmy akurat w przeddzień wielkiego święta obrazu Czarnej Madonny, dlatego do kaplicy było ciężko nawet się przecisnąć, tak wiele osób tu przyszło.
Wieczorem przekroczyliśmy granicę polsko-białoruską, a w nocy już byliśmy w Grodnie.
Wszystkim naszym przejazdom z miasta do miasta, z jednego państwa do drugiego towarzyszyła modlitwa. Wszędzie, gdzie zatrzymywaliśmy się, uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. Wszędzie z nami był Jezus. Plonem naszej podróży było duchowe wzbogacenie się i umocnienie w wierze.
Kiedy zanosisz do Boga modlitwę, trzymając się za ręce z wiernymi różnych kultur i narodowości, zaczynasz rozumieć, że nie jesteś sam, że twoje poglądy i twoją wiarę podziela mnóstwo ludzi z różnych zakątków planety. I to jest piękne!
Na terytorium Niemiec zatrzymaliśmy się w miejscowości Sasbach – niedużej akuratnej wsi nad brzegiem Renu. Co prawda, nie mogliśmy porozumieć się z jej mieszkańcami, ponieważ oni nie umieli ani po angielsku, ani po polsku, my zaś nie znali niemieckiego. Ale pomógł język gestów. Nocowaliśmy w miejscowej szkole.
Przez Francję przejechaliśmy, nigdzie nie zatrzymując się na długo. Mimo wszystko było na co popatrzeć: za oknem autokaru przez cały czas przesuwały się starożytne zamki i kościoły. Nocowaliśmy w autokarze.
I oto wreszcie Hiszpania. Pierwszym miejscem naszego zamieszkania była Lliria, miasteczko nieopodal Walencji. Od razu było widać, że na nas czekano. W centrum miasta na latarniach wisiały hiszpańskie i białoruskie flagi, na naszą cześć zorganizowano święto, a na placu zostaliśmy powitani przez mera miasta i księdza proboszcza. Zabawiali nas wolontariusze – młodzi ludzie w naszym wieku. Oni byli bardzo życzliwi, niestrudzeni, gościnni... ich zalety można mnożyć w nieskończoność.
Z Llirii dwa razy wyjeżdżaliśmy do Walencji. Za pierwszym razem nas i innych uczestników Światowych Dni Młodzieży witał miejscowy biskup. A za drugim razem biskup przewodniczył Mszy św. na placu. To był wspaniały widok: kilka tysięcy ludzi na dość małym placu, tonącym we flagach. Po zakończeniu naszego pobytu w Llirii gospodarze urządzili dla nas jeszcze jedno święto. A potem pojechaliśmy do Madrytu.
W stolicy Hiszpanii mieszkaliśmy razem z Amerykanami, Włochami i Polakami. Codziennie uczestniczyliśmy we Mszy św., którą odprawiał arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz. A po nabożeństwie realizowaliśmy swój program kulturalny. A popatrzeć było na co! Pałace i muzea, parki i świątynie wzbudzały zachwyt. Jednak w Madrycie przeżyliśmy także bardzo przykre momenty. Chodzi o to, że przyjazd Papieża i pielgrzymów wywołał opór pewnej części miejscowej ludności, która spotkała nas manifestacjami i agresją. Niech Bóg im wybaczy.
Pierwszym ważnym wydarzeniem w Madrycie był przyjazd Benedykta XVI. W tym dniu w centrum miasta Papież pozdrowił nas w różnych językach. Drugiego dnia odbyła się Droga Krzyżowa ulicami Madrytu. Rzesze wiernych, niby ogromna fala, posuwały się za Chrystusem. Następnego dnia odwiedziliśmy historyczną stolicę Hiszpanii – Toledo. Jest to najbardziej niezwykłe miasto, które odwiedziłem! Z pewnością można nazwać je miastem-muzeum, ponieważ ma niewiarygodną ilość zabytkowych kamienic.
Finałem Światowych Dni Młodzieży było nocne czuwanie wraz z Ojcem Świętym na starym lotnisku. Wszyscy uczestnicy ŚDM – a było ich około 2 milionów – wspólnie modlili się o los całego świata. W połowie nabożeństwa lunął na nas taki deszcz, że niektórzy schowali się do namiotów. Ale deszcz ustał równie gwałtownie, jak się zaczął. Z rana Ojciec Święty ponownie był z nami, aby przywitać nowy dzień modlitwą. Na tym nasza wizyta w Madrycie się skończyła. Przed nami była droga do domu.
Przez Francję znowu przejechaliśmy, nie zatrzymując się. Włochy powitały nas cudownymi widokami morza. Zatrzymaliśmy się w miasteczku Asti koło Turynu, gdzie mieszkaliśmy w parafii. Potem był przejazd przez Alpy i potężne góry za oknem. W Austrii nocowaliśmy w klasztorze niedaleko Wiednia. Klimat coraz bardziej przypominał ojczyznę.
Z rana spacerowaliśmy po Wiedniu. Cudowne miasto pełne zabytków! I znowu ruszyliśmy w drogę. Przez Czechy przejechaliśmy bez zatrzymań. I oto jesteśmy w Polsce, w Częstochowie. Nocowaliśmy w autokarze, a rano udaliśmy się do Domu Pielgrzyma im. Jana Pawła II, gdzie zjedliśmy śniadanie. Potem poszliśmy pokłonić się Matce Bożej Częstochowskiej. Trafiliśmy akurat w przeddzień wielkiego święta obrazu Czarnej Madonny, dlatego do kaplicy było ciężko nawet się przecisnąć, tak wiele osób tu przyszło.
Wieczorem przekroczyliśmy granicę polsko-białoruską, a w nocy już byliśmy w Grodnie.
Wszystkim naszym przejazdom z miasta do miasta, z jednego państwa do drugiego towarzyszyła modlitwa. Wszędzie, gdzie zatrzymywaliśmy się, uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. Wszędzie z nami był Jezus. Plonem naszej podróży było duchowe wzbogacenie się i umocnienie w wierze.
Kiedy zanosisz do Boga modlitwę, trzymając się za ręce z wiernymi różnych kultur i narodowości, zaczynasz rozumieć, że nie jesteś sam, że twoje poglądy i twoją wiarę podziela mnóstwo ludzi z różnych zakątków planety. I to jest piękne!
< Poprzednia | Następna > |
---|
Kalendarz liturgiczny
![]() | |
Obchodzimy imieniny: | |
Do końca roku pozostało dni: 231 |
Czekamy na Wasze wsparcie

Prosimy Was o pomoc w głoszeniu Dobrej Nowiny. Czekamy na Wasze listy, artykuły, zdjęcia i wsparcie finansowe gazety. Jako jedna rodzina "Słowo Życia" pragniemy nieść słowo Boże, mówić o Chrystusie i Kościele co raz większemu gronu ludzi na Białorusi oraz poza jej granicami.