GRODNO
Piątek,
19 kwietnia
2024 roku
 

„Przynieśli, ochrzcili i do widzenia”.

Wywiad

Praktyka chrztu niemowląt istnieje prawdopodobnie od pierwszych wieków chrześcijaństwa. Takie podejście nie jest obowiązkowe, jednak ludzie zawsze starali się jak najszybciej ochrzcić dziecko. Niektóre Kościoły protestanckie, na przykład, odeszły od tej praktyki i udzielają chrztu tylko młodym osobom. Wraz z o. Pawłem Fedorowiczem staramy się zrozumieć jakie wady i zalety ma chrzest nieświadomych dzieci.
O. Paweł Fedorowicz – marianin. Wikariusz parafii w Borysowie. Świecenia kapłańskie przyjął w 2016 ro- ku. Pracował w Mińsku i Kazachstanie. Student Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego na kierunku teologia dogmatyczna.
– Dlaczego mamy zwyczaj chrzcić dzieci, których rodzice, delikatnie mówiąc, słabo praktykują chrześcijaństwo?
    – Przede wszystkim należy spojrzeć z perspektywy tego, że dziecko powinno wzrastać w Bożej łasce od niemowlęctwa. Chrzest dzieci wiąże się z dalszym ich wychowaniem przez rodziców, ale nie tylko. Ojcowie Kościoła uczą, że chrztu udziela sam Chrystus. Dlatego chrzest zasiewa w dzieciach Boże nasienie.
    Druga sprawa, że dzieci nie są winne. Jeśli rodzice nie ukończyli studiów, nie oznacza to, że dzieci nie mogą się kształcić. Dlatego nie należy pozbawiać dzieci Bożej łaski.
   
    – Czyli Kościół bardziej ufa Bożemu działaniu niż rodzicom?
    – W pewnym sensie tak. Użyłbym tutaj obrazu przypowieści o Słowie Bożym – ziarno w sercu dziecka jest zasiane, a jak wzejdzie – czy będą rodzice o nie dbać, czy samo wykiełkuje – Bóg jeden wie. Dziecko po 10 latach może powiedzieć: „Zabierz mnie do kościoła”. Zdarzają się również takie przypadki. Trwają przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej, rodzice zaczynają wzrastać w wierze wraz z dzieckiem i wracają do Kościoła. W przypowieści o siewcy słowa Jezusa słyszy tylko jedna czwarta ludzi, a trzy czwarte nie. Czy więc nie należy głosić Ewangelii?
   
    – A o czym Ojciec myśli, gdy rozmawia z rodzicami, którzy przychodzą ochrzcić dziecko, „ponieważ tak trzeba”?
    – Ogólnie istnieje kilka podobnych motywacji. Istnieją odpowiedzi typu „Chrzczmy dziecko, aby nie płakało lub było zdrowe”. Drugą motywacją jest religijność: „Jestem katolikiem i muszę ochrzcić moje dziecko”. Bezmyślnie i w trybie przyzwyczajenia. Trzeci moment, który zauważam – „Przynieśliśmy, ochrzciliśmy i do widzenia”. Bardzo często podczas przygotowań podkreślam, że rodzice biorą na siebie obowiązek, pytam, czy są na to gotowi. Wszyscy reagują pozytywnie, lecz później mogą chodzić do kościoła, albo i nie.
    Rodzice dbają o ciało, a o duszę... Wydaje mi się, że ma to związek z religijnością tych rodziców: często tradycji jest więcej, a wiary mniej.
   
    – Czy nie robi na Ojcu wrażenie skala tej sytuacji? Odbywają się tysiące chrztów dzieci, ale kapłani masowo zauważają, że ogromna część z nich nie opiera się na silnej wierze rodziców, ale na tradycji.
    – Myślę, że jest to silnie związane z konsumpcyjnym i pasywnym podejściem do Kościoła. Tak jak przychodzę do sklepu, płacę pieniądze i muszę zostać obsłużony.
    Jednak tutaj problem jest większy: przyszedłem do kościoła, pobyłem, ale w ciągu tygodnia nie podjąłęm żadnego wysiłku – modlitwy, czytania Słowa Bożego…
    Doświadczyłem takiego zjawiska, gdy udzielałem chrztu dzieciom i zdawałem sobie sprawę, że widzę ich tylko na Boże Narodzenie lub na Wielkanoc. Wahasz się i zastanawiasz, czy w takiej sytuacji warto jest udzielić chrztu. Oczywiście pewnego rodzaju rozczarowanie jest obecne, ale z czasem uczysz się ufać i prosisz Boga, aby coś zrobił. Chrystus również siejąć ziarno rozumiał, że tu Go nie słyszą.
   
    – Wydaje się, że jeśli dziś w obrzędzie chrztu pozostało więcej tradycji niż znaczenia, to w instytucie rodziców chrzestnych tej tradycji jest jeszcze więcej. Czasami katolicy nie chcą podejmować się obowiązku chrzczenia, ponieważ później na święta jest za dużo wydatków…
    Warto dbać o duchowy stan chrześniaka, a prezenty mogą odgrywać swoją rolę w relacji, więc są również ważne.
    – Zgadzam się jednak tutaj, że problem wypełniania obowiązków przez chrzestnych jest również dotkliwy – na chrzcie ludzie wyrażają zgodę na jedno, lecz w praktyce wygląda to inaczej. Myślę, że zanim zgodzisz się być rodzicem chrzestnym, powinieneś wziąć pod uwagę realność wypełniania tego obowiązku.
  
    – A co by Ojciec doradził aktywnym katolikom, którzy są chrzestnymi dzieci z formalnie wierzących rodzin? Jak pozostać wiernym i szerzyć wiarę, ale jednocześnie nie stać się niewygodną osobą dla tych ludzi.
    – Przypomina mi się fragment Ewangelii, w którym Jezus mówi, że ojciec będzie przeciw synowi, a matka przeciw córce. Wiara kosztuje, nie może cały czas być słodko. Będą przeszkody i trudności. Warto być tego świadomym.
    Więc gdy mogę spokojnie wyrazić swoją opinię, to dlaczego nie mam tego robić? Oczywiście nie warto wchodzić na terytorium innej osoby, ale ważne jest, aby zachować swoją godność. Gdy rozmawiamy przy stole na różne tematy, wszyscy się wypowiadamy. Problematyka duchowa ma również prawo do istnienia. Nikt nie wstydzi się wypowiedzieć na temat „ropa czy benzyna” i zastanowić się nad tym.
    Podoba mi się wypowiedź św. Franciszka, o ile się nie mylę, że są sytuacje, w których trzeba świadczyć słowem, a w innych – czynem.
    Nie warto narzucać swojej opinii, że należy chodzić do kościoła, ale możesz podzielić się swoim doświadczeniem z udziału we Mszy. W psychologii są takie wypowiedzi typu „ja” lub „ty”. Oznacza to, że lepiej nie pytać: „Dlaczego chodzisz do kościoła?”, ale powiedzieć: „Chodzę do kościoła, ponieważ...” – i wymienić argumenty. Zamiast wytykania lepiej wziąć odpowiedzialność na siebie i opowiedzieć, czym jest dla mnie wiara. Może to rozpali innego człowieka.
   
    – W życiu Ojca tak się stało, że rodzice chrzestni dosłownie zastąpili rodziców po ich odejściu. Jak wpłynęło to na relacje z nimi, na Ojca wizję chrzestnych?
    – Mogę powiedzieć, że opieka chrzestnego zadziałała jako rodzicielstwo. Myślę, że wynika to przede wszystkim z tego, że ojciec chrzestny jest wychowany w wierze katolickiej i ją praktykuje. Zawsze mną się interesował, zapraszał do siebie, więc relację mamy bardzo bliską. Z chrzestną również utrzymywa- łem kontakt, była na moich święceniach kapłańskich i na innych ważnych wydarzeniach, jednak więź ta została przerwana. Być może wina leży również na mnie – warto było walczyć o relacje. Myślę o tym i muszę powiedzieć, że jestem z siebie niezadowolony. Trzeba coś zrobić, ale brak mi na to pomysłu. Najlepiej byłoby, gdyby chrzest- ni zastąpili rodziców po ich odejściu.
    Wynika to ze zgody pomagania rodzicom, która jest wypowiadana podczas chrztu. W moim życiu to zadziałało. Na przykład jest taki moment podczas święceń kapłańskich, gdy rodzice błogosławią swoje dziecko – zostałem pobłogosławiony przez rodziców chrzestnych.
   
    – Czy często Ojciec miał okazję udzielania chrztu dorosłym ludziom? Może opowie Ojciec jakąś historię?
    – Taka praktyka w moim życiu nie zdarzała się zbyt często. W Mińsku przygotowywałem licealistkę, potem przyjęła chrzest w Wielka sobotę. Tam również przygotowywałem kobietę w wieku 50+, w Borysowie przygotowywałem do chrztu dziewczynę, która miała 24 lata.
    Ogólnie rzecz biorąc, jeśli chodzi o przyjmowanie sakramentów przez dorosłych, wskazałbym taki moment. W mojej praktyce było wiele przypadków, w których przygotowywałem starszych ludzi ochrzczonych jeszcze w Związku Radzieckim, którzy nie praktykowali wiary, ale z czasem postanowili przyjąć sakrament św. Komunii i spowiedzi. Jest tam również podstawowa katecheza o rzeczach fundamentalych – de facto zostali ochrzczeni, ale z wiarą nie mieli nic wspólnego.
    Główne pytanie brzmi: „Jak nauczyć tych ludzi trwać we wspólnocie z Bogiem i z Kościołem?” Odzwierciedla to zadanie dotarcia do osoby. Można przyciągać człowieka własnym charyzmatem – dopóki jesteś w parafii, będzie przychodzić. Jednak pytanie, jak nauczyć relacji z Bogiem i nie przywiązywać się do siebie, pozostaje otwarte. Najczęściej przygotowujesz osobę do sakramentów, a ona może później trochę pochodzić do kościoła i znów zniknąć. Ktoś oczywiście zostaje.
    W Mińsku miałem przypadek, gdy jedna matka w starszym wieku postanowiła się wyspowiadać i przystąpić do sakramentów.
    W rezultacie również rodzina jej syna zaczęła przychodzić na Msze święte.
    A wszystko zaczęło się od obudzenia wiary matki. W takich chwilach istnieje prawdziwe poczucie obecności w duchowych narodzinach człowieka. Jak w rozmowie Jezusa z Nikodemem o „narodzinach z Ducha”.
   
    – Czy tacy ludzie naprawdę cenią chrzest bardziej niż osoby ochrzczone w dzieciństwie?
    – Niebezpieczeństwo neofitów lub ogólnie ludzi, którzy przeżyli silną transformację duchową (po rekolekcjach lub wydarzeniach życiowych), polega na przejściu od przyjemnego okresu początkowego do rzeczywistości. Na początku wszystko wygląda słodko, ale później zaczyna się duchowa walka. Nie mając długotrwałego doświadczenia, przykładu wiary w rodzinie i rodziców, tacy ludzie mogą stać się łatwym łupem dla złego. Właśnie dlatego jest potrzebna wspólnota. Niestety na Białorusi oferta pod tym względem jest na razie słaba. Istnieje wiele wspólnot dla dzieci, ale dla dorosłych są to jednostki.
   
    Istnieje opinia, że nie należy chrzcić niemowląt. Konieczne jest, aby dorośli do świadomego wieku i wtedy sami wybrali Chrystusa. Co Ojciec sądzi o takim pomyśle?
    – – W przeciwwagę takim argumentom chcę zasugerować: zapytaj dzieci, co będą jeść, czy chcą iść do przedszkola lub szkoły. Dlaczego dochodzi do takiego podziału? Trzeba być konsekwentnym w metodach wychowawczych.
    Jednocześnie osobiście jestem za i przeciw takiemu podejściu. Do wielu rzeczy trzeba dojrzeć. Można przyjąć chrzest jako dziecko i nigdy nie rozpakować tego prezentu. Być może, gdyby dziecko zostało ochrzczone na późniejszym etapie, bardziej by to doceniło. Nie byłbym kategoryczny w takim pytaniu. Papież Franciszek wiele mówi o znaczeniu rozpoznawania. To, co będzie działać w niektórych przypadkach, może nie zadziałać w innych.

Numer aktualny

 

Kalendarz 2022

Kalendarz
«Słowo Życia»
na rok 2022

Kalendarz liturgiczny

white
Obchodzimy imieniny:
Dziś wspominamy zmarłych kapłanów:
Do końca roku pozostało dni:  257

Czekamy na Wasze wsparcie

skarbonkaDrodzy Czytelnicy!
Prosimy Was o pomoc w głoszeniu Dobrej Nowiny. Czekamy na Wasze listy, artykuły, zdjęcia i wsparcie finansowe gazety. Jako jedna rodzina "Słowo Życia" pragniemy nieść słowo Boże, mówić o Chrystusie i Kościele co raz większemu gronu ludzi na Białorusi oraz poza jej granicami.